W krainie, gdzie nadzieje kwitną jak wiosenne kwiaty, Spotkałem kogoś, kto obiecywał być jak bratni duch. W jego słowach lśniły obietnice, jak perły w słońcu, A w jego obecności serce śmiało marzyć zaczęło. Pokładałem w nim nadzieje, jak statki na morzu, Wierzyłem w uczciwość, w głębię, w prawdę wzajemnych słów. Lecz w tej nowej znajomości, gdzie miał być związek dusz, Znajdowały się niedomówienia, nieszczerze echa, puste gesty. Z każdym dniem, rozczarowanie rysowało swój obraz, Jak rysa na szkle, coraz bardziej widoczna, coraz głębsza. Tam, gdzie miała być szczerość, znalazłem tylko maski, W miejscu porozumienia – milczenie, w zamiast bliskości – dystans. Zawód, niczym cień, padł na tę znajomość, Zimny, ciężki, niczym zapadający zmierzch nadziei. To była nauka, choć bolesna, lecz potrzebna, Że nie każdy uśmiech jest prawdziwy, nie każde słowo szczere. W tej znajomości, gdzie miała być radość, była tylko pustka, Gdzie miała być przyjaźń, tam była tylko scena. Teraz rozumiem, że nie każda znajomość jest przeznaczona do trwania, Nie każdy, kto obiecuje świat, ma w sercu miejsce na szczerość. Zawód w znajomości to trudna lekcja życia, Ale każda rana uczy, każde doświadczenie wzmacnia. Teraz, choć z raną w sercu, idę dalej, mądrzejszy, Z większą ostrożnością, ale z niewzruszoną nadzieją na prawdziwe, szczere jutro.