Chcę uciec od życia, co goni bez końca,
Od zegara, co tyka szybciej niż wschód słońca.
Od pośpiechu, co kradnie mi każdą minutę,
Od hałasu myśli, co nigdy nie milkną, jak tłum nieskończony w dyskusji zawziętej.
Chcę uciec od pogoni za złotem i sławą,
Od wyścigu szczurów, co biegną bez planu.
Od celu, co wciąż się przesuwa do przodu,
Gdzie sukces to miraż, a szczęście w odwrocie.
Chcę schować się w lesie, gdzie słychać ciszę,
Gdzie liście szeleszczą, a myśli są lżejsze.
Tam czas nie pogania, nie liczy, nie każe,
Tam mogę oddychać – bez planu, bez marzeń.
Chcę zasnąć na łące pod niebem bez granic,
Nie myśląc o jutrze, co znowu mnie rani.
Zostawić za sobą rachunki, faktury,
Telefony milczące i nieodebrane bzdury.
Nie chcę już ścigać się z losem o więcej,
Niech serce spokojnie zabije raz jeszcze.
Niech zwykłe "teraz" wystarczy, by trwać,
Niech prostota codzienności odnajdzie swój blask.
Uciec od życia, lecz nie od miłości,
Uciec od presji, lecz nie od czułości.
Od świata, co krzyczy: "więcej, szybciej, lepiej!"
Chcę zostać na chwilę tam, gdzie nie ma potrzeby.
Bo po co mi więcej, gdy w sercu brak spokoju?
Po co mi sukces, pełen niepokoju?
Uciec od życia – lecz nie od siebie,
By odnaleźć swój sens by znaleźć siebie.