Ponury dzień



Ponury dzień w szarość świat otula,
Deszcz cicho stuka w szyby jakby coś mówił z bólem.
Niebo zgaszone, bez blasku, bez słońca,
Czas ciągnie się wolno, jakby nie chciał do końca.

Wiatr wplata się w gałęzie, szepcze chłodem,
Ulice puste, milczą w jesiennym ogrodzie.
Liście tańczą samotnie na mokrym bruku,
Jakby szukały domu, choć wiedzą, że to koniec ich ucieczki w ruchu.

Cisza ciężka, choć pełna oddechów świata,
Każdy dźwięk odbija się głucho, jakby echem straty.
Ludzie znikają pod parasolami, bez wyrazu,
Jak cienie przechodzą, bez słowa, bez obrazu.

Ponury dzień wciska się w serce nieproszony,
Myśli stają się ciężkie, jakby były z betonu wylane.
Wspomnienia wracają, te trudne, te niechciane,
Bo w szarości łatwiej zobaczyć to, co dawno zapomniane.

Ale nawet ponury dzień ma w sobie coś cichego,
Chwilę, gdy można usiąść i spojrzeć na wszystko od nowego.
Deszcz zmywa złudzenia, wiatr przynosi ciszę,
W tym ponurym dniu słychać to, czego na co dzień nie słyszę.

Może szarość to nie brak koloru, lecz spokój,
Może deszcz nie płacze, a po prostu przynosi ukojenie.
Może ponury dzień nie jest wrogiem, lecz lustrem,
W którym widzimy siebie – prawdziwie, bez zasłon, bez złudzeń.

Więc choć ponury dzień w sercu smutek przynosi,
Niech będzie przypomnieniem, że każda burza mija.
Bo nawet najciemniejsze chmury muszą w końcu odpłynąć,
A za nimi słońce, co ogrzeje zmokniętą krainę.

Opublikowano przez