Słowa jak kamienie, rzucone w pośpiechu,
Szybkie i ostre, pełne gniewu i złości.
Kłótnia rozkwita, jak burza w cichym wieczorze,
Choć przecież nie miała prawa dziś przyjść.
Drobna sprawa, jak iskra w suchej trawie,
Rozpala ogień, który pali nas obu.
Słowa, których nie cofniemy, choć byśmy chcieli,
Ranią jak ciche echo w sercu, jak sztylet.
W złości zapominamy o tym, co nas łączy,
O śmiechu, o wsparciu, o dłoniach splecionych.
Kiedyś obiecaliśmy być dla siebie oparciem,
Dziś burzymy most, choć wystarczyło milczenie.
Kłótnia cichnie, lecz pozostaje pustka,
Smutne spojrzenia, cisza, co więcej mówi.
Przepraszam pada, choć brzmi nieśmiało,
Bo każdy z nas wie, że był to błąd, moment słabości.
Niepotrzebna kłótnia, co przynosi tylko ból,
Uczy nas cierpliwości, uczy wybaczenia.
W codziennym życiu, gdzie tyle jest trosk,
Miłość wymaga spokoju, wymaga zrozumienia.
Następnym razem, gdy gniew zapuka,
Spróbujmy zatrzymać się na moment, na chwilę.
Bo czasem lepiej zamilknąć, uśmiechem się przytulić,
Niż pozwolić, by słowa zburzyły nasz wspólny świat.